Przejdź do głównej zawartości

Kresowe losy - Bortko

W dniu 1 października 2018 roku w Ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Mińsku ambasador Artur Michalski wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej śp. Julianowi Bortko na ręce wnuka odznaczonego.

Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta RP śp. Julianowi Bortko

Dziadek Julian był synem Juliana Bortko (ur. 1883) i Julii z domu Szydłowskich (ur. 1895), urodził się 19 lipca 1915 roku we wsi Zaborze. Ochrzczony ks. Poniatowskim 26 lipca w kościele Św. Trójcy w Głębokiem, rodzicami chrzestnymi zostali Leon Kmitto i Jadwiga Biesecka.

Zaborze to wieś niedaleko Głębokiego, nad jeziorem Okuniewo obok majątku, w którym 10 sierpnia 1898 roku urodził się polski pisarz, prozaik, scenarzysta i dziennikarz - Tadeusz Dołęga-Mostowicz.

W roku 1912 pradziadek Julian wyruszył w podróż z Hamburga na statku Patricia do Stanów Zjednoczonych. W archiwum "The Statue of Liberty - Ellis Island" zachowała się rejestracja pasażerów dnia 5 stycznia 1913 roku w porcie Nowego Jorku, gdzie wskazana jest informacja o pradziadku oraz jego narodowość - Polak.
Po wybuchu I Wojny Światowej pradziadek wrócił do domu i został zmobilizowany do armii rosyjskiej. Nie znam w jakiej formacji walczył ale trafił do niewoli niemieckiej, w rodzinie opowiadali jego wspomnienia o głodzie i nieludzkich warunkach, skąd uciekł i ponownie popłynął do Stanów Zjednoczonych. Powrócił po wojnie w 1918 lub 1919 roku.

Lista rejestracji pasażerów w porcie Nowego Jorku dnia 5 stycznia 1913, fot. The Statue of Liberty - Ellis Island

Dlaczego pradziadek Julian płynął do Ameryki, nikt nie wie. Zajmując się poszukiwaniem informacji w amerykańskich archiwach genealogicznych spotykał nazwisko Bortko. Co ciekawe, według dat imigracyjnych okazało się, że wielu z nich przybyło do Ameryki w poszukiwaniu lepszego życia po powstaniach. Może pradziad szukał krewnych, kto wie...

Po 123 latach zaborów Polska odzyskała niepodległość a po wojnie polsko-bolszewickiej wieś Zaborze wraca do Rzeczypospolitej.
Już w wolnej Polsce 7 marca 1922 roku w rodzinie Bortków na świat przychodzi siostra dziadka Maria, a następnie 9 lipca 1923 roku młodsza siostra Jadwiga.
Dziadek ukończył cztery klasy polskiej szkoły i pomagał ojcu po gospodarstwie, a po osiągnięciu wieku został powołany do Wojska.

Dnia 2 listopada 1936 roku w Tarnowie dziadek został wcielony i przydzielony do 3 kompanii 16 Pułku Piechoty Wojska Polskiego z przeznaczeniem do odbycia służby w Korpusie Ochrony Pogranicza.


strz. Julian Bortko w mundurze Korpusu Ochrony Pogranicza, fot. Archiwum rodzinne

Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie uprzejmie informuje, iż nazwisko Juliana Bortko pojawia się w rozkazach Batalionu KOP "Słobódka":
- rozkaz nr 102 z 09.09.1937 r. informuje o utrzymaniu przez Juliana Bortko tytułu strzelca bardzo dobrego,
- rozkaz nr 106 z 15.09.1937 r. zawiera informację o przeniesieniu strzelca Juliana Bortko z kompanii odwodowej do 1 kompanii granicznej Batalionu KOP "Słobódka",
- rozkaz nr 136 z 28.12.1937 r. informuje o udzieleniu urlopu strzelcowi Julianowi Bortko w terminie: 30.12.1937 - 12.01.1938 r.,
- rozkaz nr 15 z 07.03.1938 r. zawiera informację o przeniesieniu strzelca Juliana Bortko do 2 kompanii granicznej Batalionu KOP "Słobódka",
- rozkaz nr 27 z 11.04.1938 r. informuje o udzieleniu urlopu strzelcowi Julianowi Bortko w terminie: 14.04 - 23.04.1938 r.,
- rozkaz nr 66 z 31.08.1938 r. informuje o nadaniu strzelcowi Julianowi Bortko "Brązowego Krzyża Zasługi" za zasługi w służbie Korpusu Ochrony Pogranicza.


Zaświadczenie o nadaniu Brązowego Krzyża Zasługi strzelcowi Julianowi Bortko, fot. Archiwum rodzinne

Po zakończeniu służby dziadek wrócił z wojska, ale niestety spokojne życie było krótkie, rozpoczęła się mobilizacja powszechna.
W domu często wspominały, że kiedy dziadek zbierał się na wojnę jego ojciec powiedział jemu: "Synu, nie daj się złapać do niewoli niemieckiej...".

"Zmobilizowali mnie w Wilnie do 5 Pułku Piechoty w stopniu kaprala, z Wilna pułk wyruszył na Narew, a następnie na Bug...".

We wrześniu 1939 roku 5 Pułk Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego walczył w składzie 1 Dywizji Piechoty Legionów obwodowej Grupy Operacyjnej "Wyszków".
6 i 7 września pułk prowadził ciężkie walki z oddziałami niemieckiej 11 Dywizji Piechoty i pułku zmotoryzowanego SS "Deutschland" na przyczółkach na Narwi, na linii Zambski Kościelne - Ponikiew, a następnie powstrzymał próbę forsowania Bugu przez Niemców. 10 września skierował się na Warszawę, a 12 września rano osiągnął rejon Cegłów - Kuflew. Następnie w ciężkich walkach zdobył Wodyń i Oleśnicę. Podczas tych walk pododdziały pułku rozbiły sztab niemieckiej Dywizji Pancernej "Kempf". Pułk brał udział w boju o Seroczyn. Od 13 września pułk walczył w okrążeniu, przerywając się z okrążenia stoczył ciężkie walki w rejonie Róży Podgórnej. Po nieudanych próbach przebicia się część żołnierzy dostała się do niewoli niemieckiej, a tylko nielicznym z nich udało się przedostać na Lubelszczyznę.

Na żal Centralny Archiwum Wojskowy w Warszawie nie posiada materiały archiwalne 5 Pułku Piechoty Legionów z tego okresu, prawdopodobnie zaginęły w czasie działań wojennych i okupacji. Ale w Muzeum Wojska Polskiego zachował się sztandar 5 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego, który został wyniesiony z wrześniowego pola bitew.
Dowodzący dywizją gen. bryg. Wincenty Kowalski podjął 8 września w rejonie Wyszkowa decyzję, by zabezpieczyć znaki pułków należących do dywizji, dlatego też zostały one odwiezione do Warszawy i zdeponowane w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Belwederze pod opieką płk. Adama Borkiewicza, kustosza tej placówki. Po wkroczeniu Niemców do Warszawy razem z innymi zbiorami belwederskimi przeniesiono je do Muzeum Wojska Polskiego, gdzie szczęśliwie przetrwały okupację.



Sztandar 5 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego, fot. Muzeum Wojska Polskiego

Nad ranem 17 września 1939 roku ZSRR bez wypowiedzenia wojny zaatakowała Polskę. Sowieci weszli do wsi Zaborze, czerwonoarmiści rabowali majątek Okuniewo a białoruscy aktywiści czekali żeby zająć sobie pokoje (w 1941 roku tych aktywistów rozstrzelali Niemcy). Przodkowie w pośpiechu schowali dokumenty na strychu, podczas okupacji sowieckiej wszystkie dokumenty zginęły, zjadły ich szczury. O tym strasznym okresie w rodzinie nic nie mówione, że to była jakaś tajemnica. Coś było... Przodkowie mieli dobre gospodarstwo, krewni też a jedni są właścicielami wioski. Słyszałem że był aresztowany przez NKWD kuzyn dziadka Wincenty Szydłowski. W 1941 roku podczas ewakuacji więzienia Wincenty trafił do Niemców i był w obozie niemieckim, który zwolnili Amerykanie. Wyjechał do Ameryki, późniejszy jego los jest nieznany.

13 września 1939 roku koło Garwolina część pododdziałów 5 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego przerywając się z okrążenia w kierunku Warszawy dostała się do niewoli niemieckiej.

"Wałka była straszna, przebijając kilka linii obrony niemieckiej znów byliśmy otoczeni. Niemcy ciągnęli rezerwy, ale walczyliśmy jak lwy do  ostatniego naboju. Kiedy zabrakło amunicji, oficerowie oddali nakaz złożyć broń. Zerwałem naramienniki z mundurka, bo były podobne do oficerskich i razem z dokumentami schowałem pod dach jakiejś stodoły. 13 września zostałem do niewoli w Garwolinie...
W obozie jenieckim w pobliżu Białegostoku było nas osiemnaście tysięcy. Nie było baraków, żeby nie zamarznąć spaliśmy jeden na drugim, tworząc żywe kopce. Rano, ci, którzy leżeli na dole, byli martwi. Zamiast jedzenia, jak świniom, rzucano nam ziemniaczane obierki, które gotowaliśmy we własnym moczu.
Potem nas, pozostający przy życiu sześć tysięcy załadowali do pociągu i wysłali do Prus Wschodnich...".

W dokumentacji Polskiego Czerwonego Krzyża znajduje się informacja dotyczące dziadka Juliana:
- strzelec, 5. Pułk Piechoty, który dnia 13.09.1939 r. został wzięty do niewoli niemieckiej w Garwolinie. Przebywał (daty brak) w Stalagu I A. Numer jeńca 71793. Informacja z dnia 19.06.1940 r. Następnie przebywał (daty brak) w Stalagu I B, skąd w dniu 02.12.1940 r., został zwolniony do Urzędu Pracy Królewiec.

"W Prusach, Rissen, dostałem pracę w sklepie węglowym, właścicielem był Wichor Walentyn (?). Ważyliśmy węgiel do worków i rozwozili po mieście, pracowałem również w stajni. Pobyt był dobry, po wolnych dniach spacerowaliśmy w parku z dziewczynami, byli z Ukrainy pracowali jako pokojówki…”.



Stefan (?), Julian Bortko (po prawej) w niewoli, podczas rozładowywania węgla, fot. Archiwum rodzinne

Nie zważając na dobre warunki dziadek uciekł, ale został złapany i rozdarty przez psy. Do dziś pamiętam, kiedy chodziliśmy do łaźni, rozdarte blizny były wyraźnie widoczne na jego ciele.

"Złapali mnie, mocno pobili, a potem wrzucili do piwnicy, było ciemno i wszędzie krew, od razu pomyślałem - zabiją mnie...
Dzięki Bogu, okazało się, że ta piwnica służy do rozbioru tusz. Pracowałem tam (?) z rzeźnikiem, a po pewnym czasie uciek...".

Natrafił na Rosjan (gdzie ?), powiedział, że jest Polakiem i chce wrócić do Wojska Polskiego. Gdy prosił, przesłuchującego go oficera NKWD, aby ten skierował go do Wojska Polskiego, ten odparł, iż Polski już nie ma i zasugerował dziadkowi, iż tak naprawdę pochodzi on z Sowieckiej Białorusi, a więc może podjąć służbę w Armii Czerwonej.
Dziadek dostał przydział do 20 Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej, z którą doszedł do Berlina. 28 kwietnia w Berlinie został ciężko ranny. Amputowano mu lewą rękę, ale nie potrafiono wyjąć spod serca odłamek niemieckiego granatu.

Za odwagę, niezłomność i męstwo w walkach o Berlin, dziadek otrzymał od władz radzieckich Order Wojny Ojczyźnianej II stopnia.
Po leczeniu w szpitalu wojskowym dziadek wziął ze sobą skóry cielęcej, kilka pudełek igieł do szycia i wrócił do domu.

W roku 1945 siostra dziadka Maria (po prostu powiedziała rodzicom, że nie będzie żyć z sowietami), wskutek sowieckich represji podyktowanych przymusowymi przesiedleniami, musiała opuścić rodzinny dom i wyjechać z bliskimi (Karczewscy z Wołkowszczyzny) na ziemie odzyskane.
Mieszkała w Zielonej Górze, była dwukrotnie mężatką, ale niestety nie miała dzieci. Często przyjeżdżała do nas, pamiętam ją dobrze.

Maria Nowicka-Glanc z domu Bortko zmarła 6 lipca 1995 roku, została pochowana na cmentarzu Komunalny Stary w Zielonej Górze.


Maria Bortko, Zielona Góra, 19 maja 1948 roku, fot. Archiwum rodzinne

Dziadek Julian i jego młodsza siostra Jadwiga pozostali z rodzicami, którzy nie chcieli opuścić domu i wyjechać do Polski.
Gorcakowowie mieszkali obok nich, podczas wojny Niemcy przesiedlili ich spod jeziora Dnika, a córka Lidia (ur. 1925, Gorcakowa) została wysłana do pracy w Niemczech. Przeszła przez dwa niemieckie obozy, pracowała jako spawarka, naprawiała wagony kolejowe, które zostały wysadzone przez partyzantów radzieckich. Po wojnie wróciła do rodziców w Zaborze, poznała Juliana i wyszła za niego. 11 marca 1948 roku na świat przychodzi córka Janina, moja mama, a następnie 19 września 1952 roku syn Władimir (Władek).
Dziadek przywrócił gospodarkę, ze skóry robił podeszwy do butów i sprzedawał na rynku w Leningradzie (mieszkali tam krewni babci Lidii). Potem pracował na poczcie, niósł pieniądze, a następnie pracował na spirytusowej fabryce w Oziercach - podczas II Rzeczypospolitej to była gorzelnia Zygmunta Oskierka.


BORTKO, siadują: Julian i Julia z Szydłowskich; stoją: Julian i Lidia ur. Gorcakowa, Jadwiga Bortko, na podwórku, Zaborze, fot. Archiwum rodzinne

Przyszedł rok 1952 - kolektywizacja. Dziadek był inwalidą wojennym, weteranem bez ręki, który od władz radzieckich miał order - a nie ocaliło - Polacy. Moja mama Janina wtedy miała cztery lata, dobrze to pamięta.

"Wciąż pamiętam, jak siedzę na ławce przy piecu w koszuli nocnej i płaczą, a oni jak bandyci zabierają wszystko. Zabrali bydło, zwierzęta, wozy i uprząż, zboże, łopaty i widły... Wszystko! Siedzę na tej ławce z gołą dupą i płaczę...".



Julian i Lidia z córką Janiną (moja mama), Zaborze, fot. Archiwum rodzinne

Ludzie mówili, że to był trudny czas, pracowali w kołchozie na jedzenie bo nic nie pozostało się...
Podczas budownictwa kołchozowej fermy, runął dach, belka dachowa upadła na Jadwigę (ciotka mamy) uszkodziło jej plecy. Do końca życia pochylała się, wyszła za mąż ale z powodu traumy nie miała dzieci.
Jadwiga Stachowska z domu Bortko zmarła 27 marca 2006 roku, została pochowana na cmentarzu w Zaborze.



Jadwiga Bortko, fot. Archiwum rodzinne

W czerwcu 1952 roku umiera pradziadek Julian, a po dziesięciu latach 20 kwietnia 1962 roku prababcia Julia. Bez względu na czasy radzieckie napisy na pomnikach pradziadka i prababci zostały wykonane w języku polskim.
Niestety, nie poznałem moich przodków, ale miałem najlepszy czas w dzieciństwie z moim dziadkiem Julianem, który bardzo ciekawie opowiadał o Polsce. O tym jak się żyło, jak służył w Wojsku Polskim, ale o wojnie nie opowiadał... Do ostatniego czekał, że Polska wróci - a nie.
Latem 1998 roku odłamek granatu, który tkwił w jego ciele zaczął się przemieszczać, co groziło poważnymi konsekwencjami. Ze względu na wiek lekarze stwierdzili, że operacja nie może być wykonana. Dzięki opiece rodziny niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Ale w 2000 roku dziadek zachorował na raka, który pokonał go w ciągu dwóch tygodni. Ze szpitala został przywieziony nieprzytomny, aby umrzeć w domu. Następnego dnia, było to 3 sierpnia 2000 roku, dziadek odzyskał przytomność i poprosił o jedzenie, a następnie pożegnał się ze wszystkimi domownikami. Położył się na łóżku i po pół godziny po cichu odszedł na wieczną wartę...

Dziadek był człowiekiem prostym żołnierskiej postawy, a patrząc na jego los -  niezłomny.

W 90-tych latach Rada Państwa nadawało medal "Za udział w wojnie obronnej 1939" osobom mieszkającym na byłych Kresach Wschodnich , które brały czynny udział w wojnie obronnej toczonej przez Polskę z niemieckim najeźdźcą w dniach od 1 września do 6 października 1939 roku.
Niestety, dziadek nie był odznaczony oraz nie otrzymał honory. Nigdy nie prosił o nic dla siebie.

Patrzyłem, jak nazwiska bohaterów przywracają w Polsce. Bardzo chciałem, żeby nazwisko dziadka było na liście Bohaterów wojny obronnej 1939 roku, żeby Polska pamiętała swojego Bohatera. Dla mnie stało się to kwestią Honoru.
Zbierałem dokumenty przez kilka lat, a następnie złożyłem wniosek w Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.


M.P.2018.775
Rej. 217/2018
POSTANOWIENIE
PREZYDENTA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

z dnia 19 czerwca 2018 r.

o nadaniu orderów

Na podstawie art. 138 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. oraz ustawy z dnia 16 października 1992 r. o orderach i odznaczeniach (Dz. U. z 2018 r. poz. 400 i 730), na wniosek Ministra Spraw Zagranicznych, odznaczeni zostają:

obywatel Białorusi
za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej


KRZYŻEM KAWALERSKIM ORDERU ODRODZENIA POLSKI

pośmiertnie

1. Bortko Julian,


Monitor Polski z dnia 14 sierpnia 2018 r., poz. 775

Wiecznej Pamięci śp. Dziadkowi Julianowi Bortko

mjr. ZPRP Denis Krawczenko

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kresowe miasto Głębokie a Marszałek Piłsudski

Głębokie, to położone na Białorusi miasto powiatowe obwodu witebskiego. W dawnych czasach kresowe miasteczko w powiecie dziśnieńskim, nad brzegiem jeziora tegoż nazwiska, należało kolejno do magnackich rodów: Radziwiłłów, Korsaków, Zenowiczów, a po traktacie pokojowym w Rydze z 1921 roku wróciło do Rzeczypospolitej i stało się centrum administracyjnym dziśnieńskiego powiatu województwa wileńskiego. Głębokie, widok ogólny miasta przed 1930 r. CBN Polona Według opowieści Józef Piłsudski kilkakrotnie odwiedził Głębokie i okolice. Po akcji bezdańskiej w roku 1908 przez pewien czas ukrywał się w majątku Boryskowicze, należącym do Doboszyńskich. Gościł w Mosarzu, ale nie przywitali go zbytnio – właściciel, Kalikst Józef Piłsudski, unikał swego rewolucyjnego krewnego. Następnie, gdy Polska odrodziła się, a jego krewny został jej przywódcą, Kalikst Piłsudski bardzo żałował swojej nadmiernej ostrożności. Ale więzi rodzinne nadal nie zostały przerwane. W maju 1935 roku, kiedy zmarł Marszałek Jó

Dziesięciolecie Polski Odrodzonej - Jak to było w Głębokiem

Dnia 10 listopada 1928 roku już wczesnym rankiem ruch był ogromny. Domy przybierały szatę odświętną. Wszędzie pełno zieleni, kwiatów, lampjonów, portretów Pana Prezydenta i Marszałka Piłsudskiego. fot. Muzeum Warmii i Mazur Tut przed godziną 15 na placu 3-go Maja zbierać się poczęły Organizacje ze sztandarami. Formuje się pochód, na czele którego stają wieńce: Starostwa i Sejmiku, 3 Półbrygady K.O.P., 23 pułku ułanów, Związku Oficerów Rez., Policji, Strzelca, Magistratu, Nadleśnictwa, Urzędów Państwowych, Przysposobienia Wojskowego, Organizacyj Społecznych i t.d., za wieńcami przedstawiciele władz, wojska, policji państwowej, grającej marsza Chopina, pochód rusza na cmentarz katolicki, otoczony setkami ludzi wszystkich wyznań. Zdała już widać na cmentarzu zapalone lampjony na grobach żołnierzy. Pochód pomału wchodzi na cmentarz i zatrzymuje się przy mogiłach wyciągniętych w długi szereg, na czele których stoi wysmukły duży biały krzyż, na nim zaś czarna tablica ze złotemi lit

Rocznica Konstytucji 3 Maja w Głębokiem

W przeddzień święta, 2 maja 1938 r., odbył się wieczorem uroczysty capstrzyk, w którym wziął udział pluton honorowy żołnierzy KOP, oddział przysposobienia wojskowego i Związku Strzeleckiego, oraz hufiec Strzelczyków z orkiestrą Związku Strzeleckiego i pochodniami na czele. Na placu 3 Maja, przed pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego, oddziały sprezentowały broń, a orkiestra odegrała hymn narodowy, po czym pochód przeszedł głównymi ulicami miasta. Kościół parafialny oraz pomnik Marszałka były iluminowane. Wszystkie domy przybrano we flagi państwowe, a w oknach wystawiono godło państwowe oraz portrety Pana Prezydenta Rzeczypospolitej i obu Marszałków Polski. Głębokie, widok ogólny kościoła św. Trójcy, plac 3 Maja, październik 1934 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe Nazajutrz, w sam dzień uroczystości, oprócz żołnierzy KOP i miejscowej ludności, przybyło dużo ludności z okolicznych wiosek i osiedli. Najbliższe szkoły przybyły zwarcie z nauczycielstwem. Przed nabożeństwem w kościele parafialny