Julian Bortko był synem Juliana i Julii z Szydłowskich, urodził się 19 lipca 1915 roku we wsi Zaborze koło Głębokiego, powiatu dziśnieńskiego guberni wileńskiej w zaborze rosyjskim. Ochrzczony ks. Poniatowskim 26 lipca w kościele Św. Trójcy w Głębokiem, rodzicami chrzestnymi zostali Leon Kmitto i Jadwiga Biesecka.
Ukończył cztery klasy polskiej szkoły i pomagał ojcu po gospodarstwie, a po osiągnięciu wieku został powołany do Wojska.
Dnia 2 listopada 1936 roku w Tarnowie dziadek został wcielony i przydzielony do 3 kompanii 16 Pułku Piechoty Wojska Polskiego z przeznaczeniem do odbycia służby w Korpusie Ochrony Pogranicza.
![]() |
strz. Julian Bortko w mundurze Korpusu Ochrony Pogranicza. Fot. Archiwum rodzinne |
Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie uprzejmie informuje, iż nazwisko Juliana Bortko pojawia się w rozkazach Batalionu KOP "Słobódka":
- rozkaz nr 102 z 09.09.1937 r. informuje o utrzymaniu przez Juliana Bortko tytułu strzelca bardzo dobrego,
- rozkaz nr 106 z 15.09.1937 r. zawiera informację o przeniesieniu strzelca Juliana Bortko z kompanii odwodowej do 1 kompanii granicznej Batalionu KOP "Słobódka",
- rozkaz nr 136 z 28.12.1937 r. informuje o udzieleniu urlopu strzelcowi Julianowi Bortko w terminie: 30.12.1937 - 12.01.1938 r.,
- rozkaz nr 15 z 07.03.1938 r. zawiera informację o przeniesieniu strzelca Juliana Bortko do 2 kompanii granicznej Batalionu KOP "Słobódka",
- rozkaz nr 27 z 11.04.1938 r. informuje o udzieleniu urlopu strzelcowi Julianowi Bortko w terminie: 14.04 - 23.04.1938 r.,
- rozkaz nr 66 z 31.08.1938 r. informuje o nadaniu strzelcowi Julianowi Bortko "Brązowego Krzyża Zasługi" za zasługi w służbie Korpusu Ochrony Pogranicza.
Zaświadczenie o nadaniu Brązowego Krzyża Zasługi strzelcowi Julianowi Bortko. Fot. Archiwum rodzinne |
Po zakończeniu służby dziadek wrócił z wojska, ale niestety spokojne życie było krótkie, rozpoczęła się mobilizacja powszechna.
Zmobilizowali mnie w Wilnie do 5 Pułku Piechoty w stopniu kaprala, z Wilna pułk wyruszył na Narew, a następnie na Bug...
We wrześniu 1939 roku 5 Pułk Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego walczył w składzie 1 Dywizji Piechoty Legionów obwodowej Grupy Operacyjnej "Wyszków".
6 i 7 września pułk prowadził ciężkie walki z oddziałami niemieckiej 11 Dywizji Piechoty i pułku zmotoryzowanego SS "Deutschland" na przyczółkach na Narwi, na linii Zambski Kościelne - Ponikiew, a następnie powstrzymał próbę forsowania Bugu przez Niemców. 10 września skierował się na Warszawę, a 12 września rano osiągnął rejon Cegłów - Kuflew. Następnie w ciężkich walkach zdobył Wodyń i Oleśnicę. Podczas tych walk pododdziały pułku rozbiły sztab niemieckiej Dywizji Pancernej "Kempf". Pułk brał udział w boju o Seroczyn. Od 13 września pułk walczył w okrążeniu, przerywając się z okrążenia stoczył ciężkie walki w rejonie Róży Podgórnej. Po nieudanych próbach przebicia się część żołnierzy dostała się do niewoli niemieckiej, a tylko nielicznym z nich udało się przedostać na Lubelszczyznę.
Na żal Centralny Archiwum Wojskowy w Warszawie nie posiada materiały archiwalne 5 Pułku Piechoty Legionów z tego okresu, prawdopodobnie zaginęły w czasie działań wojennych i okupacji. Ale w Muzeum Wojska Polskiego zachował się sztandar 5 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego, który został wyniesiony z wrześniowego pola bitew.
Dowodzący dywizją gen. bryg. Wincenty Kowalski podjął 8 września w rejonie Wyszkowa decyzję, by zabezpieczyć znaki pułków należących do dywizji, dlatego też zostały one odwiezione do Warszawy i zdeponowane w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Belwederze pod opieką płk. Adama Borkiewicza, kustosza tej placówki. Po wkroczeniu Niemców do Warszawy razem z innymi zbiorami belwederskimi przeniesiono je do Muzeum Wojska Polskiego, gdzie szczęśliwie przetrwały okupację.

![]() |
Sztandar 5 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego. Fot. Muzeum Wojska Polskiego |
13 września 1939 roku koło Garwolina część pododdziałów 5 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego przerywając się z okrążenia w kierunku Warszawy dostała się do niewoli niemieckiej.
Wałka była straszna, przebijając kilka linii obrony niemieckiej znów byliśmy otoczeni. Niemcy ciągnęli rezerwy, ale walczyliśmy jak lwy do ostatniego naboju. Kiedy zabrakło amunicji, oficerowie oddali nakaz złożyć broń. Zerwałem naramienniki z mundurka, bo były podobne do oficerskich i razem z dokumentami schowałem pod dach jakiejś stodoły. 13 września zostałem do niewoli w Garwolinie... W obozie jenieckim było nas osiemnaście tysięcy. Nie było baraków, żeby nie zamarznąć spaliśmy jeden na drugim, tworząc żywe kopce. Rano, ci, którzy leżeli na dole, byli martwi. Zamiast jedzenia, jak świniom, rzucano nam ziemniaczane obierki, które gotowaliśmy we własnym moczu. Potem nas, pozostający przy życiu sześć tysięcy załadowali do pociągu i wysłali do Prus Wschodnich...
W dokumentacji Polskiego Czerwonego Krzyża znajduje się informacja dotyczące dziadka Juliana:
- strzelec, 5. Pułk Piechoty, który dnia 13.09.1939 r. został wzięty do niewoli niemieckiej w Garwolinie. Przebywał (daty brak) w Stalagu I A. Numer jeńca 71793. Informacja z dnia 19.06.1940 r. Następnie przebywał (daty brak) w Stalagu I B, skąd w dniu 02.12.1940 r., został zwolniony do Urzędu Pracy Królewiec.
W Prusach, Rissen, dostałem pracę w sklepie węglowym, właścicielem był Wichor Walentyn. Ważyliśmy węgiel do worków i rozwozili po mieście, pracowałem również w stajni. Pobyt był dobry, po wolnych dniach spacerowaliśmy w parku z dziewczynami, byli z Ukrainy pracowali jako pokojówki…
![]() |
Stefan (?), Julian Bortko (po prawej) w niewoli, podczas rozładowywania węgla. Fot. Archiwum rodzinne |
Nie zważając na dobre warunki dziadek uciekł, ale został złapany i rozdarty przez psy. Do dziś pamiętam, kiedy chodziliśmy do łaźni, rozdarte blizny były wyraźnie widoczne na jego ciele.
Złapali mnie, mocno pobili, a potem wrzucili do piwnicy, było ciemno i wszędzie krew, od razu pomyślałem - zabiją mnie... Dzięki Bogu, okazało się, że ta piwnica służy do rozbioru tusz. Pracowałem tam z rzeźnikiem, a po pewnym czasie uciek...
Natrafił na Rosjan, powiedział, że jest Polakiem i chce wrócić do Wojska Polskiego. Gdy prosił, przesłuchującego go oficera NKWD, aby ten skierował go do Wojska Polskiego, ten odparł, iż Polski już nie ma i zasugerował dziadkowi, iż tak naprawdę pochodzi on z Sowieckiej Białorusi, a więc może podjąć służbę w Armii Czerwonej.
Dnia 25 marca 1945 roku dziadek dostał przydział do 67. Pułku Strzeleckiego 20. Dywizji Strzeleckiej 1-go Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. 28 kwietnia w Berlinie został ciężko ranny. Amputowano mu lewą rękę, ale nie potrafiono wyjąć spod serca odłamek niemieckiego granatu.
Za odwagę, niezłomność i męstwo w walkach o Berlin, dziadek otrzymał od władz radzieckich Order Wojny Ojczyźnianej II stopnia.
Po leczeniu w szpitalu wojskowym wrócił do domu. Wraz z młodszą siostrą Jadwigą pozostał z rodzicami, którzy nie chcieli opuścić domu i wyjechać do Polski. Ożenił się z Lidią Gorcakową, miał dwoje dzieci, córkę Janinę i syna Władimira.
W roku 1952, podczas kolektywizacji dziadek był inwalidą wojennym, który od władz radzieckich miał order - a nie ocaliło - Polacy. Moja mama Janina wtedy miała cztery lata, dobrze to pamięta.
Wciąż pamiętam, jak siedzę na ławce przy piecu w koszuli nocnej i płaczą, a oni jak bandyci zabierają wszystko. Zabrali bydło, zwierzęta, wozy i uprząż, zboże, łopaty i widły... Wszystko! Siedzę na tej ławce z gołą dupą i płaczę...
Dziadek przywrócił gospodarkę, ze skóry robił podeszwy do butów i sprzedawał na rynku. Potem pracował na poczcie, niósł pieniądze, a następnie pracował na spirytusowej fabryce w Oziercach - podczas II Rzeczypospolitej to była gorzelnia Zygmunta Oskierka.
Latem 1998 roku odłamek granatu, który tkwił w jego ciele zaczął się przemieszczać, co groziło poważnymi konsekwencjami. Ze względu na wiek lekarze stwierdzili, że operacja nie może być wykonana. Dzięki opiece rodziny niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Ale w 2000 roku dziadek zachorował na raka, który pokonał go w ciągu dwóch tygodni. Ze szpitala został przywieziony nieprzytomny, aby umrzeć w domu. Następnego dnia, było to 3 sierpnia 2000 roku, dziadek odzyskał przytomność i poprosił o jedzenie, a następnie pożegnał się ze wszystkimi domownikami. Położył się na łóżku i po pół godziny po cichu odszedł na wieczną wartę.
W dniu 1 października 2018 roku w Ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Mińsku ambasador Artur Michalski wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej śp. Julianowi Bortko na ręce wnuka odznaczonego Denisa Krawczenki.
![]() |
Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręcza Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski Denisowi Krawczence, wnukowi odznaczonego śp. Juliana Bortko. Fot. Marcin Wojciechowski |
Wiecznej Pamięci śp. Dziadkowi Julianowi Bortko
mjr ZPRP Denis Krawczenko
Komentarze
Prześlij komentarz